Na wstępie, życzę Wam moi drodzy czytelnicy oraz tym którzy weszli tu całkiem przypadkowo wszystkiego najlepszego na Nowy Rok, żeby się Wam pospełniały wszystkie marzenia i oby ten rok był jeszcze lepszy niż poprzedni:D
W ostatnim czasie lakiery do paznokci nieźle ewoluowały. Jak
grzyby po deszczu zaczęły się pojawiać z różnymi wykończeniami, pękające,
piaskowe, efekt skórzany czy satynowe. Moje serce w ciągu niespełna dwóch
miesięcy skradły lakiery o wykończeniu satynowym, choć jeszcze na wakacjach
dałabym się pokroić za piaskowca:P
Moim pierwszym lakierem satynowym było Vibo (ale pokarze go
kiedy indziej). Efekt spodobał mi się tak bardzo że zakupiłam satynkę ANNY, a
potem dostałam jeszcze jedną na Mikołajki. I właśnie tą mikołajkową Wam dzisiaj
zaprezentuję:)
ANNY 499 Diamond
cut- satin finish
Lakier nakłada się super i schnie wręcz
ekspresowo. Pędzelek jest standardowy jak we wszystkich lakierach tej marki. Jedyną
wadą akurat tego numerka jest potrzeba nałożenia 2-3 warstw aby uzyskać
całkowite krycie. Jednak efekt szronu jaki uzyskujemy wynagradza wszystko:D
Pazurki są bardzo fajne w dotyku- przypominają
mi trochę powłokę mojego telefonu he he. Dodatkowym atutem jest to że
nie rzuca się w oczy gdy zaczyna się ścierać.
|
Tak, tak kupiłam tą magiczną szczotkę:) |
|
Bez lampy, w świetle które najbardziej przypomina światło dzienne. |
|
W innym świetle. |
|
Fotka z lampą. |