08 lutego 2019

Okrutnik. Dziedzictwo krwi


Okrutnik, dziedzictwo krwi to debiut pisarski Aleksandry Rozmus. Książka ta idealnie wpisuje się w trend słowiański który zapanował w ostatnim czasie. A może to tylko ja wszędzie widzę te motywy?

Głównym bohaterem książki jest Stanisław zwany Stasiem (co mniej więcej do połowy książki mnie wkurzało, jednak potem przestałam zwracać na to uwagę :P ). To młody dobrze zbudowany gość o blond włosach który jest tytułowym Okrutnikiem. Mieszka pod lasem w starej chatce po dziadkach. Jego głównym zajęciem jest walka ze stworzeniami i robienie tak przyziemnych rzeczy jak mikstury z ziół. Taka szeptucha w męskim wydaniu ;) 


"Twoim przeznaczeniem jest stać się obrońcą ludzi, tak jak całego twojego rodu. Twym zadaniem jest unicestwienie nieposkromionej świty Welesa. W tym celu musisz dobyć ostrza wykutego świętą wolą boga gromu"

Historia rozpoczyna się w momencie przybycia do małej wioski w Bieszczadach dziewczyny o imieniu Amelia. To studentka wydziału weterynaryjnego w Krakowie, która dowiedziawszy się o wypadku brata przyjeżdża do rodzinnej miejscowości. Okazuje się, że jej rodzina z zupełnie normalnej stała się całkowicie dysfunkcyjną. Dziewczyna stara się to w jakiś sposób naprawić, ale dopiero nowo poznany gość jest w stanie jej pomóc. Gdy poznaje Stanisława dowiaduje się  o istnieniu istot z mitologii słowiańskiej. 
Na początku poznajemy też  historię wiły Dobrogniewy. Moim zdaniem to najlepszy wątek książki. Autorka świetnie wplotła do niego historię o Karkonoszu. A do tego wiła ma spory potencjał. Liczę na więcej w następnym tomie.

Losy tych postaci są ze sobą w jakiś sposób powiązane. W jaki? Do końca nie wiadomo. Jednak stworzenia zaczęły rozszerzać swą działalność poza lasem i ktoś musi zrobić z tym porządek. Okrutnik jest wręcz do tego stworzony. Do tego spotykamy Welesa i innych bogów. Wspaniałe jest to, że w zasadzie możemy tę książkę traktować jak mały bestiariusz słowiański. Jest tam bardzo dużo stworzeń wraz z opisami (jeżeli ktoś czytał Szeptuchę to wie że tam to szału z tym nie było). Ewidentnie widać, że  Aleksandra się napracowała i solidnie przygotowała. Bohaterowie nie są tempakami i jak już zaczaili co się święci to od razu przystąpili do działania, a nie jak u Szeptuchy że wszyscy chcą mnie zeżreć ale ja jestem dopiero na literce B w bestiariuszu bo nie chciało mi się go czytać i teraz nie wiem co to mnie ściga. Tu jest to bardzo dobrze rozwiązane, nasi bohaterowie nawet wyszukują dodatkowych informacji w internecie (oprócz Stanisława bo on kozak jest ;D). 


Książkę czyta się bardzo lekko. Pochłonęłam ją w zasadzie jednym tchem. Początek jest trochę kiepawy. Miałam wrażenie, że został dopisany później bo trzeba było zrobić jakieś wprowadzenie. A może to tylko moje wrażenie? W każdym razie od 30 strony idzie gładko he he :D 
Co mnie wkurzało? Stasiowanie (no po prostu W Pustyni i w Puszczy cały czas ). 
Rozdziały są wymieszane. Raz jest perspektywa Stanisława, raz Amelii innym razem jeszcze kogoś innego i niestety nie ma tak od razu powiedziane o kim mowa i trzeba się domyślać, a to już takie sobie. 
To, że główny bohater jest blondynem. Noo dlaaaczeeegooo?! Boruta trochę ratował sytuację, no ale no. Więc żądam w następnym tomie jakiegoś bruneta przystojniaka z krótkimi włosami ;D  

Opowiedziana historia mnie zaskoczyła. Myślałam, że będzie nudno a tu proszę bardzo mi się podobała. 
Dużo postaci. Brak głupoty. Trochę miłości. Dodatkowa legenda o Karkonoszu i do tego przegląd połowy bestiariusza. Jeżeli podobała się wam Szeptucha to Okrutnik też powinien. 

Wydawnictwo: Novae Res
Rok wydania : 2018
Liczba stron: 326

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz